Łączna liczba wyświetleń

środa, 30 stycznia 2013

Od tego wszystko się zaczęło

Moja fascynacja dwoma kółkami nie pośród wszystkich WR - owców spotyka się z aprobatą. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż tak naprawdę to od tego zaczęła się moja przygoda z motoryzacją.
Pierwszą maszyną jaką było mi dane ujeżdżać był właśnie Ogar 205. Jeśli mam być szczery, to chyba najsłabszy pod względem specyfikacji sprzęt, jaki mogłem sobie na owe czasy wybrać. Zresztą nie oszukujmy się, słowo wybór to raczej niewłaściwe określenie. Na rynku pojawiły się wtedy pierwsze skutery, ale zbyt drogie dla przeciętnego zjadacza chleba. Natomiast wtórny handel proponował liczne Simsony, których ceny dobijały nawet do 2000 zł, czy Ogary 200. Dla mnie jednak nie miało to znaczenia. Wyskrobawszy zarobione sezonowo pieniądze z lekkim podparciem rodziców stałem się właścicielem dwubiegowego Rometa. Był mój ! Mimo słabych osiągów wyróżniał się chromowanymi błotnikami. Jednak wciąż z zazdrością patrzyłem na mocniejsze maszyny kolegów... 

W tle całej tej historii jest jednak człowiek, który zawsze pomagał mi w takich sytuacjach. Nie mówię tu o jakimś wybitnym tunerze Rometa :P, ale o facecie, który poprzez swoje wieloletnie doświadczenie z tymi maszynami pomógł mi w nieznacznym stopniu rozwikłać ów problem. Kim On jest .. no cóż to po prostu mój Ojciec. Usprawniliśmy dolot powietrza, układ wydechowy, zawieszenie, mówiąc krótko Romet był robiony z tego co było pod ręką. Okazało się, że można zrobić coś z niczego, że przy odrobinie pracy, chęci i kreatywności, powstaje coś zupełnie nowego. To wtedy, właśnie mój Ojciec zaszczepił we mnie to ziarenko, które z czasem rosło. 

Czas mijał, a w związku z tym zmieniały się priorytety. Szkoła, matura, studia, armia ... i znów studia. Trzeba było jakoś to przetrwać, nie zawsze w życiu było łatwo, jednak doświadczenia te jakoś nie zdołały wyplenić ze mnie uczucia do motocykli. Każdorazowo, gdy widziałem gości tankujących swoje maszyny na stacji, albo gdy słyszałem ryk rzędowej czwórki ruszającej spod świateł obiecywałem sobie, że nadejdzie w moim życiu dzień, w którym i ja będę nosił dumne miano "motocyklisty". Trochę to trwało, jednak dziś mogę pochwalić się Zuzią. Nie będę się rozpisywał nad specyfikacjami motocykla gdyż od tego jest wikipedia ;]





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz